Demo

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Ustecki szyper rybacki, rekordzista połowowy, w latach 60. i 70. jeden z asów floty rybackiej  PPiUR "Korab" w Ustce , wielokrotnie opisywany i pokazywany w ówczesnych mediach. Najdłużej pływał jako szyper na kutrach Ust-102 i Ust-105. Członek PZPR, wielokrotnie odznaczany najwyższymi odznaczeniami. Mieszkał w Ustce na ul. Beniowskiego, a następnie na ul. Kopernika i ul. Kościuszki. Żonaty z Urszulą, z domu Szczepanowską. Zmarł po ciężkiej chorobie w wieku 52 lat. Pochowany cmentarzu w Ustce.

                                                                                        Zygmunt Kustusz pj 1967  Szyper Zygmunt Kustusz w 1967 roku.

Pochodzenie nazwiska

Urodził się 9 sierpnia 1927 roku w Jastarni. Pochodził z kaszubskiego rodu Kustuszów, wywodzącego się, według rodzinnych przekazów, z okolic Wejherowa. W czasie wojny i zaraz po wojnie nazwisko zapisywano w dokumentach jako „Kustusch”. Był to efekt zniemczania nazwisk w okresie do 1945 roku. Według przekonań rodziny, nazwisko Kustusz pochodzi od słowa „kustosz” - strażnik, opiekun, konserwator. Praprzodek rodu miał być niegdyś kustoszem w klasztorze cystersów w Pelplinie. Ponieważ nazywano go kustoszem, okoliczna ludność ten termin przekształciła w nazwisko.

Młode lata

Wg. rodzinnych przekazów, Zygmunt Kustusz został rybakiem już w wieku 16. lat. Podobno wyruszył na morze po tym, jak Niemcy storpedowali kuter jego ojca, Antoniego Kustusza (rzekomo z nabrzeżnej wyrzutni w Oksywiu). Ponieważ miał ukończone 15 lat, zgodnie z kaszubską tradycją, jako pierworodny, miał prawo objąć po ojcu maszoperię Ale według ówczesnych przepisów, mogło do tego dojść dopiero po uzyskaniu przez niego karty rybackiej, a tę wydawano od 16 lat. Przeczekał. Jak opowiadano w rodzinie, był najmłodszym maszopem na Zatoce Puckiej. Jednak zaraz potem został wcielony do Kriegsmarine. Zdezerterował z okrętu w Danii i tam poznał swoją przyszłą żonę, która była robotnicą przymusową w Kopenhadze. Potem jako dezerter, nielegalnie, dotarł do Jastarni, gdzie znalazł się pod ochroną Kaszubów.

Bezpośrednio po wojnie zamieszkał w Trzebieży nad Zalewem Szczecińskim. Pływał na kutrze War-9, należacym do armatora Tarnopolskiego. Już wtedy pełnił obowiązki szypra.

Pierwsze lata w Ustce

W 1949 roku przeniósł się do Ustki, prawdopodobnie zachęcony ofertą pracy, ogłoszoną przez gdyńskie Przedsiębiorstwo Połowów Kutrowych „Arka”, które w tym czasie tworzyło bazę połowową w Ustce i borykało się z brakiem przeszkolonych rybaków, a zwłaszcza szyprów. Pracę w Ustce rozpoczął na drewnianym kutrze motorowo - żaglowym Ust-51, dowodzonym, wówczas przez szypra Alfonsa Sikorę. Zaraz potem sam został szyprem. Formalnie, pracując w usteckiej bazie, najpierw podlegał pod gdyńską „Arkę”, a później pod PPiUR „Barka” z siedzibą w Kołobrzegu. Gdy w 1952 roku bazę przekształcono w samodzielne przedsiębiorstwo PPiUR „Korab”, stał się jednym z jego pierwszych pracowników.

    Wraz z rodziną mieszkał początkowo na ul. Beniowskiego, a następnie przy ul. Kopernika 8. Później licząca już sześć osób rodzina szypra przeniosła się do większego mieszkania w sąsiednim bloku przy Kopernika 6.

Ostatecznie w drugiej połowie lat 60-tych uznany już wówczas przodownik pracy przeniósł się z żoną i dziećmi do jednorodzinnego segmentu w jednym z nowo wówczas zbudowanych domków „korabiowskich” przy ul. Kościuszki. W tym mieszkaniu mieszkał już do końca życia. Ciekawostka: jak wspomina jeden z członków rodziny, w tym domu szyper przez dwa sezony letnie wynajmował pokój profesor Gierkowej – synowej Edwarda Gierka (I sekretarz KC PZPR w latach 1970 – 1980). Podobno dzięki tej znajomości leczył się później na raka w klinice w Katowicach.

    Pasjonował się motoryzacją. Często zmieniał samochody i motocykle, uczestniczył w licznych wycieczkach, urządzał sobie wraz z żoną indywidualne wycieczki samochodowe po kraju. Był aktywnym członkiem PTTK.

   

Rekordzista Bałtyku

Doświadczenie, które zdobył wychowując się wśród kaszubskich rybaków, uczyniło go jednym z najbardziej efektywnych szyprów rybackich na Morzu Bałtyckim. Początkowo dowodził kolejno wieloma kutrami 17-metrowymi, m.in. Ust-34, Ust-57, Ust-44. W uwagi na osiągane wyniki połowowe, był tym, któremu przekazano pierwszą kaefkę w usteckim porcie – 24-metrowy kuter Ust-102. Na nim w latach 60. ustanowił połowowy rekord Bałtyku, odławiając w ciągu roku 1003 ton ryb. Rekord połowowy, poza efektem propagandowym dla przedsiębiorstwa kierowanego wówczas przez dyrektora Zenona Lewanda, przyniósł załodze tak znaczny dochód, iż rybakom z Ust-102 groził ogromny domiar podatkowy. Aby go uniknąć, kilka miesięcy spędzili na lądzie, samoograniczając w ten sposób swoje roczne zarobki. Podobno był to zysk przekraczający dochody całego ówczesnego PGR Miastko.

Jak wspomina jeden z synów, niektórzy nazywali wówczas szypra Kustusza wariatem. W przeciwieństwie do innych, nie schodził on bowiem przed sztormem z łowiska. Nawet jeśli stan morza dochodził do ośmiu, stał w morzu na kotwicy, najczęściej schowany za Bornholmem. Gdy sztorm się kończył, on już był na łowisku.

                    Dyplom dla załogi kutra Ust 44 z 1957 roku      Jeden z dyplomów dla załogi kutra szypra Kustusza.

As korabiowskiej floty rybackiej

Wraz z szyprami Jermakowiczem i Jefimowem, Z. Kustusz należał pod względem efektywności połowów do asów floty rybackiej "Korabia". Był wyjątkowej klasy fachowcem w zakresie technik połowu i konstrukcji sprzętu rybackiego. Pomimo braków wykształcenia (ukończył tylko niemiecką szkołę podstawową w Jastarni), zdobył patent oficera rybołówstwa morskiego i był projektantem nowoczesnych sieci rybackich, produkowanych w usteckiej sieciarni Korabia. Były to sieci zarówno dla kutrów 17-metrowych, jak i 24-metrowych, pojedyncze i tuki (holowane przez zespół dwóch kutrów). Jako szyper kutra Ust-105 został wyznaczony do pełnienia roli pilota flotylli kutrów Korabia i naprowadzał pozostałe jednostki na ławice ryb. Dlatego jego kuter został doposażony w echosondy, które pozwalały na penetrację dużych akwenów.


    Zdaniem rodziny, tak duża liczba emitorów promieniowania na wysokości pasa, a stanowisko szypra w sterówce na UST-105 było otoczone aż kilkunastoma emitorami promieniowania, mogła przyspieszyć postęp raka nerki, co doprowadziło do przedwczesnej śmierci. Grób Zygmunta Kustusza znajduje się na starym cmentarzu w Ustce.

    

        Odznaczenia

    Wielokrotnie honorowany odznaczeniami PRL, m.in. orderem Polonia Restituta (dwóch stopni: oficerskim i kawalerskim), Krzyżami Zasługi kolejnych klas oraz Odznaką Przodownika Pracy Socjalistycznej. Został także odznaczony Medalem za Ofiarność i Odwagę – za uratowanie mechanika Walotka. Według relacji Michała Kustusza, jednego z synów, pożar wybuchł po remoncie kutra we Władysławowie, gdzie prawdopodobnie doprowadzono do rozszczelnienia instalacji paliwowej. Paliło się w pomieszczeniach pod sterówką i tam płomienie objęły już mechanika. Szyper Kustusz nie opuścił jednak jednostki, zanim go nie wyciągnął. Miał poparzone ręce. Mechanik przeżył, ale nie wrócił już na morze.

    

    Wspomnienia

    Niesamowity powrót z morza przed Bożym Narodzeniem w 1959 roku.

    (Wspomina Antoni Kustusz, syn szypra Zygmunta Kustusza)

To się wydarzyło tuż przed świętami Bożego Narodzenia w 1959 roku. Tata pływał wtedy na żółtym, stalowym kutrze Ust-61. Poszli wtedy na dalekie łowisko, gdzieś pod Szwecję. Na Bałtyku rozszalał się straszy sztorm, taki pod 11 stopni B. Wszystkie kutry, nie zważając na przedświąteczny termin, uciekały do portu we Władysławowie, bo tam był dogodny do przeczekania takiego sztormu układ falochronów. Ale Tata chciał być koniecznie w domu na święta i jako jedyny postanowił wracać do Ustki.

Wtedy w każdym rybackim domu bodaj najważniejszym urządzeniem było wielozakresowe radio. U nas w domu także stało takie radio, Telefunken, z zielonym oczkiem. Kutry nadawały na korabiowskiej częstotliwości, na falach krótkich, i w domach trwał ciągły nasłuch tego, co działo się w morzu. Wtedy także o wszystkich okolicznościach powrotu do portu dowiedzieliśmy się z radia. Kuter Taty miał znaleźć się na wysokości portu w Ustce późnym wieczorem. Wszystkie rodziny rybaków z załogi Ust-61 ruszyły więc do portu. My także poszliśmy tam całą gromadkę, a było nas już sześcioro, Mirek w wózku, my na piechotę z Mamą. Spotkaliśmy się wszyscy przy WOP-ie. To był takie niewielki budynek przy latarni. Obok, w nabrzeżu mola znajdował się taki podest obserwacyjny, gdzie też można było się schować, bo wiało straszliwie, fale dochodziły aż do podnóża latarni.

Gdzieś około 22.00, już w całkowitych ciemnościach, nad grzywami fal zaczęło się pojawiać i znikać małe światełko z topu masztu. Po jakimś czasie pojawiło się prawie przy wejściu do portu, ale fale były tak wielkie, że kuter zawrócił i podjął próbę ponownego wejścia do portu, Zdawało się, że to także było nieudane udane podejście. Jednak w tym momencie, kiedy widzieliśmy, że dziobem zmierza wprost na główkę portu, z tyłu od północnego wschodu, w port uderzyła tak ogromna fala, że podniosła kuter i przerzuciła go nad wschodnią główką. Kuter dosłownie przeskoczył molo i wpadł do basenu portowego, zakolebał się i dopłynął do WOP na odprawę.

Co tam się wtedy działo, to trudno opisać. Kobiety mdlały, był wielki krzyk, spazmy. Pamiętam to wszystko do dziś.

Święta spędziliśmy w domu razem. Pozostałe jednostki powróciły do Ustki już po świętach, w okolicy Nowego Roku, ale jeszcze długo w radio trwały rozmowy z tamtymi załogami o tym co się stało i jaki był przebieg tego rejsu.

    


Źródła: informacje i dokumenty, przekazane przez Antoniego i Michała Kustuszów