Dzwonki, choragiewki i inne urządzenia, których zadaniem było alarmowanie o tym, że pochowany człowiek w zakopanej trumnie ożył. Były oferowane za dopłatą przez zakłady pogrzebowe, także na Pomorzu, w XIX i na początku XX wieku. W 1883 roku trumny wyposażone w urządzenia ratunkowe zgodnie z cesarskim patentem wynalazczym nr 21516 oferowała słupska spółka J. Kaulbacha, mająca wyłączność na sprzedaż takich trumien w Słupsku i w okolicy.
Przypadki pochowania osób pozornie zmarłych, które następnie budziły się w grobach, były w przeszłości szeroko komentowane. Lęk przed pochowaniem żywcem był w XIX wieku paniczny. Bawarski sędzia apelacyjny Johann Baptist Schmidt ufundował w 1871 roku w Pasawie fundację, której zadaniem było nagradzanie grabarzy i pracowników zakładów pogrzebowych za ratowanie osób, które ożyły w grobach.
W kostnicach instalowano dzwonki. Dzwonki były także elementami systemów alarmowych, w które wyposażano trumny – oczywiście za szczególną dopłat\ą. Uruchamiały się, gdy zmarły w trumnie zaczynał się ruszać, bo do nadgarstków i łydek przywiązywano mu specjalne sznureczki. Inną formą systemów alarmujących, że w zakopanej trumnie jest żywy człowiek, były chorągiewki albo semaforki, wysuwane przez przebudzonych pozornie zmarłych na powierzchnię ziemi.
(Źródło: "Stolper Post" z października 1883)