Demo

Ocena użytkowników: 0 / 5

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Listy z wojny co jakiś czas wypływają na światło dzienne. W Choćmirówku kilkadziesiąt pożółkłych kartek papieru i widokówek sześćdziesiąt cztery lata przeleżało między belkami dachu, pod którym dziś mieszka Dariusz Rębacz. Chłopak odkrył je w marcu 2009. Możemy się domyślić, jak trafiły do tego ukrycia. 9 marca 1945 roku o godz. 10 do wsi wjechała Armia Czerwona. Krasnoarmiejcy od razu ustawili pod ścianą kilkunastu niemieckich policjantów, wziętych tu do niewoli. Zakopano ich potem prawdopodobnie niedaleko domu Rębacza, na skraju wsi. Profesor doktor Creite, szef słupskiego szpitala ukrywający się w Choćmirówku, widząc, że żołnierze radzieccy uprowadzają jego dwie córki, popełnił samobójstwo. Dla właścicieli papierów był to powód do strachu. Na jednej z kopert widniał przecież wyraźny nadruk: poczta polowa SS. Próbowali wydrapać nazwisko adresata. Potem, gdy Rosjanie wykwaterowywali ich z domów, ukryli domowe archiwum między belkami na strychu. 
Zmęczenie i cynizm
Z nagłówków wynika, że człowiek, którego listy przechowywano jak relikwię, był siostrzeńcem głównego adresata. Nazywał się Herbert i nosił typowo kaszubskie nazwisko Bolduan. W kamasze poszedł w marcu 1942 roku. Nie miał jeszcze ukończonych dwudziestu jeden lat. 
W liście z 26 lipca 1942 roku tłumaczył, dlaczego daje o sobie znać dopiero po czterech miesiącach od czasu, kiedy został żołnierzem. „Czasami jestem tak zmęczony, że maszeruję śpiąc. Spanie, to najpiękniejsze zajęcie. Cały jestem już tylko snem” – pisał. 
Opisów służby brak. Tylko filozofowanie o śnie, cerowaniu skarpetek i wyjaśnienia, dlaczego nie wysłał wujowi do Choćmirówka papierosów. Żołnierz chyba nimi handlował, bo tłumaczył, że 250 sztuk wyekspediował niedawno do innego wuja w Berlina. Potem zmieniły się przepisy. Żołnierzom poniżej 21 roku życia zakazano palić, cofnięto przydziały i teraz już fajek nie wyśle.
Dziwny jest ten list. Jak na tak dramatyczne czasy, tak dużo w nim zdań banalnych. Ale treść niektórych poraża. 
„Człowiek przyzwyczaja się do wszystkiego. Gdy powisi pół godziny, to potem już wisi spokojnie” – to jedyna fraza, którą Herbert podkreślił. Zwykły, młodzieńczy cynizm, czy wiedza z autopsji, nie wiemy. 
Afera wokół panny Hermins
Kilka lat temu czytelnicy udostępnili nam inne listy. Też znalezione na strychu i też z 1942 roku. Dotyczyły jakiegoś Kurta z jednego z domów przy dzisiejszej ul. Wileńskiej w Słupsku. Z listów wynika, że zdradzała go narzeczona, niejaka panna Hermins. Ojciec 2 stycznia 1942 roku, a więc zaraz po świętach, pisał o tym do jej przyjaciółki i zarazem siostry Kurta.
„Nie pozwolę, by chłopak był nieszczęśliwy – oświadczał i demaskatorsko pytał: - Dlaczego panna Hermins już do nas nie przychodzi? Dlaczego nie zameldowała się u nas od czterech miesięcy? Bo nie miała czasu. Dlaczego tygodniami nie pisała do Kurta? Bo nie miała czasu. Dlaczego? Ona już sama będzie wiedziała, dlaczego.
Sprawa była poważna. Mężczyzna przestrzegał, że zamierza o sprawie zawiadomić „dowództwo frontowe”. W nazistowskich Niemczech w czasie wojny kobietom za wiarołomstwo względem zmobilizowanych partnerów groziły kary więzienia, a nawet obóz koncentracyjny. 
Kolejny chronologicznie list pochodzi z 18 sierpnia 1942 roku. Napisał go sam Kurt. To deklaracja zerwania stosunków rodzinnych z siostrą za to, że trzymała stronę panny Hermins. Kurt żądał natychmiastowej spłaty pożyczki w kwocie 50 marek. Też straszył siostrę „dowództwem frontowym”. Wcześniej ojciec po prostu ją wydziedziczył.
„Przekonasz się, że nie możesz robić z żołnierzem, co chcesz, bo on ma swoje dowództwo frontowe” – pisał z wojny wściekły Kurt.
Trafią na wystawę
Dalszych losów autorów i odbiorców tych listów nie znamy. Pożółkły papier to tylko okruchy po ich egzystencji. Dariusz Rębacz twierdzi, że Herbert Bolduan zginął, Tak kiedyś opowiadali Niemcy z Choćmirówka, którzy przed laty odwiedzili swój stary dom. 
Choć list z lipca 1942 roku Bolduan przysłał poprzez pocztę SS, nie wiadomo, czy służył w tej formacji. Razem z kopertą bowiem leżała na strychu widokówka z portretem pułkownika Karla Loewricka, w zimowym mundurze Wehrmachtu. Kawaler Rycerskiego Krzyża z Liściem Dębu był zapewne dowódcą Herberta. Ustaliliśmy, że w 1945 roku zginął w Prusach wschodnich pod Piławą. Wskutek wypadku.
Listami z wojny zainteresowaliśmy dra Krzysztofa Chochoła, kierownika słupskiego oddziału Archiwum Państwowego w Koszalinie. Trafią prawdopodobnie na wirtualną wystawę archiwaliów z czasów wojny, organizowaną przez archiwum wspólnie z słupską Bałtycką Biblioteką Cyfrową.
- Niewiele tych rzeczy się zachowało. A w wystawie chodzić będzie właśnie o to, aby ukazać zwykłe, codzienne życie na Pomorzu w okresie wojny – wyjaśnia doktor Chochoł. 
Start ekspozycji przewidziany jest na wrzesień, w 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Zobaczymy wtedy dokumenty Pomorskie z 1939 roku. Potem wojenne archiwalia wraz z komentarzami będą aktualizowane rok po roku, bo wystawa ma trwać tyle samo czasu, co wojna.