Profesor historii na Akademii Pomorskiej w Słupsku, specjalizujący się historii służb specjalnych. Autor licznych publikacji, m.in. o roli wywiadu w wojnie 1920 roku, o wywiadzie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.
W latach PRL, wykladowca na Akademii Spraw Wewnętrznych.
Rok 2009. Słupsk. Akademia Pomorska. W małym pokoju spotykam się z Andrzejem Pepłońskim. Specjalistą od wywiadu i policji II RP. W Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej podpułkownikiem MO, wykładowcą Akademii Spraw Wewnętrznych.
- Komu miałem służyć. Amerykanom? Wtedy bym siedział. Robiłem to, na co możliwości mi pozwalały - stwierdza.
Ja w milicji, a ojciec w AK
Rok 1965. Wywiad przed wstąpieniem do Milicji Obywatelskiej: "Jest cichy, spokojny, inteligentny, nie pracował, tryb życia skromny, nałogów nie posiada, skłonności do nadużywania alkoholu też, stosunek do obecnego ustroju i ZSRR pozytywny.”
Miał 22 lata. Kończył służbę w jednostce wojskowej. Lekkoatleta. Kilka sukcesów w trójskoku. Kadra juniorów Polski. W klubie mu powiedzieli: - Do milicji pójdziesz.
- Powiedziałem ojcu: tato, chcą mnie w milicji. Jest szansa dostać meldunek warszawski. Będę miał pracę. Powiedział: "Idź” - opowiada Pepłoński.
W 1965 roku mieszkał w Markach pod Warszawą - w pięć osób na 19 metrach kwadratowych. Jego ojciec należał do Armii Krajowej. Matka też była w konspiracji.
- Dali mi ankietę do wypełnienia. W rubryce dotyczącej pochodzenia ojca wpisałem: AK. Później kilka razy mi to wypomniano - opowiada.
Do milicji więc poszedł. Na początek stopień kaprala MO. Stanowisko wywiadowcy ds. przestępstw gospodarczych w Komendzie Dzielnicowej MO Praga Północ. Już rok później dostaje upragniony meldunek w Warszawie.
Teczka personalna Pepłońskiego. Rok 1967: "Przeprowadzono rozmowę na temat światopoglądu. Uczęszcza do kościoła i jest praktykującym katolikiem. Stwierdził, że nie robi tego często i uczęszcza z uwagi na utrzymanie dobrych stosunków z rodziną”. Wyjaśnienie zainteresowanego: "Zerwałem stosunki z rodziną mojej żony i moją. Nie chodziłem nigdy do kościoła. Byłem niewierzący. Rodzina moja nie chciała, żebym był członkiem PZPR”.
- Tak napisałem? Widocznie koledzy mi poradzili. Był u nas taki oficer SB, co różnych rzeczy szukał. Naprzykrzał się - mówi Pepłoński.
Usłyszałem: my zrobimy tu porządek
Podczas wydarzeń marcowych 1968 roku Pepłoński uczy się w Szczytnie.
- Dostaliśmy rozkaz, że mamy się pakować, bo Żydzi rozrabiają. Wtedy się dowiedziałem, że jacyś Żydzi są w Polsce - mówi. Gdy studenci protestują, on jest wożony w autobusie wokół Uniwersytetu Warszawskiego razem z innymi słuchaczami szkoły milicji. To była słynna demonstracja siły władzy. Mówiła o niej Wolna Europa.
- Wtedy objawiła się mi całkiem nowa sfera. Przyjechał do nas pułkownik Skwarek, byliśmy skoszarowani w jakiejś hali gimnastycznej. Mówił: "My zrobimy z nimi porządek”. Wtedy dowiedziałem się, że istnieją jakieś frakcje, podziały, grupy - opowiada po latach.
W kwietniu 1968 roku wstąpił do PZPR. Przez następne kilka lata ścigał przestępców gospodarczych.
- Mieliśmy pod sobą 50 procent przemysłu warszawskiego, bo przecież wszystko było zlokalizowane na Pradze Północ. Trafialiśmy na poważne przypadki przestępczości. Inna sprawa, że w swoich działaniach trafialiśmy na działkę nomenklatury. Zatrzymanie wysokich członków PZPR-u było dla nas wręcz niemożliwe. Łatwiej było ich złapać na lewym talonie na benzynę niż na poważnym przestępstwie gospodarczym - opowiada.
Dowody na nomenklaturę były, ale sprawom ukręcano łeb. Wszyscy godzili się z tym i żyli dalej.
Podpadłem dwa razy
W grudniu 1970 roku wysłano go, by gasił strajk na Odlewniczej w Warszawie. Dostał numer telefonu. Jakby co, miał przedzwonić, a reszta dokonałaby się sama. Czyli?
- Pacyfikacja - wyjaśnia - Przed zakładem zauważyłem grupę robotników, która chciała wejść i rozmawiać. Ale nie chcieli ich wpuścić. Stwierdziłem, że to nie ma sensu. Robotnicy weszli i rozmawiali jakieś pięć godzin, po czym poszli do domu. Chcieli lepszego życia, jedzenia, środków sanitarnych. Normalne ludzkie problemy, ale jakiemuś towarzyszowi się to nie spodobało. Wolał rozprawę siłową. Podpadłem - stwierdza po latach.
W 1973 roku Pepłoński podpadł po raz drugi - powiedział, że organizacja nadchodzących wyborów nie ma sensu. - Ktoś musiał zrobić notatkę. Zrobili sąd partyjny, ale ja im powiedziałem: "Za ten drobiazg chcecie mnie wywalić? To ja was załatwię. Powiem o łapówkach, ukręconych sprawach, przepisywaniu notatników”. Odpuścili sobie - opowiada.
W 1975 roku Pepłoński trafił do Akademii Spraw Wewnętrznych. To było najlepsze wyjście z sytuacji.
Patrzyłem na życie praktycznie
- Nie męczyło pana funkcjonowanie w tym środowisku? Musiał pan się tłumaczyć z wyjazdu syna do Włoch. To przecież było upokarzające - pytam.
- Z tego powodu to ponoć byłem nawet na liście do wyrzucenia z Akademii. To było bardzo nieprzyjemnie, ale człowiek patrzył na życie praktycznie. Uprawnienia, emerytura - słyszę w odpowiedzi.
W ASW otrzymał niemalże nieograniczony dostęp do materiałów na temat służb specjalnych. Zaczął pisać. Na przykład "Miejsce i rola policji państwowej w zwalczaniu ruchu komunistycznego w Polsce 1918-1926”.
Jednocześnie uczył służby mundurowe - SB, funkcjonariuszy więziennictwa, pograniczników, i bywał na praktykach - na przykład w 1981 roku przez miesiąc w Departamencie II MSW, który m.in. zwalczał opozycję w Polsce.
Pisał też analizy. Przyjechał do ASW prof. Franciszek Ryszka z Uniwersytetu Warszawskiego, który zlecił badania na temat "Opozycja demokratyczna w Polsce”. Interesowało się nimi także Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.
- Doszliśmy do wniosku, że opozycja w Polsce ma swój zróżnicowany program - stwierdza Pepłoński.
- Można powiedzieć, że pisał pan analizy przydatne do rozgryzania opozycji w Polsce - mówię. - Oni mieli swoje zdanie. Stwierdzili, że nie ma takiej możliwości, by opozycja miała swój program polityczny - słyszę w odpowiedzi.
Pierwsze artykuły o policji państwowej wyszły spod jego ręki już w 1981 roku. Prowadził własne badania nad kontrwywiadem II Rzeczypospolitej i policji państwowej, a jednocześnie uczestniczył w oficjałkach.
Wiedziałem, że przegramy
Widział, jak wali się system. Od wewnątrz.
- W PRL rząd prowadził politykę jednej doby. Od meldunku porannego do następnego. Nie sądzę, żeby była dłuższa wizja tego państwa - stwierdza dziś.
- Kiedyś byłem przypadkiem w jakimś wydziale. Sekretarka mówi do mnie: "Widzi pan. To są nasze koperty z informacjami. Oni tego nie czytają, to są zwroty, nie chcą tego czytać”. Nie czytali, bo twierdzili, że służby ich straszą. Kiedyś otrzymali dane, że w ciągu doby było kilka przypadków sabotażu. Wniosek - sytuacja się pogarsza. Analityk został ściągnięty w nocy na Rakowiecką. Zarzucono mu czarnowidztwo.
W 1988 roku napisał kolejną pracę o polskiej policji kryminalnej. - W samym resorcie trudno było jednak zachować dystans do tego, co się dzieje - opowiada.
A działo się dużo. - Miałem dostęp do dokumentów. Widziałem, jak się wywiad prowadzi, jak nasi działają, jak to wszystko jest nieskoordynowane i miałem poczucie, że przegramy. Któregoś dnia, w 1988, przyszedł do mnie pewien pułkownik. Powiedział: "Przegraliśmy. Oddaliśmy władzę”.
Nie wyprę się swojej przeszłości
Pepłoński w 1989 roku pozytywne przechodzi weryfikację. Jak mówi - dostaje wiatru w żagle. Reformuje Szkołę Policji w Szczytnie - został zastępcą komendanta ds. naukowo-dydaktycznych, awansował na inspektora (dawniej pułkownika). Nawiązał współpracę z uczelniami policyjnymi w Europie.
Pisze wiele publikacji o wywiadzie II Rzeczypospolitej działającym w ZSRR. Dostaje za to prestiżowe nagrody. Jest uznanym historykiem i badaczem tego okresu i to nie tylko w Polsce. Bierze udział w pracach komisji polsko-brytyjskiej ds. współpracy wywiadów obu państw podczas II wojny światowej.
- Jestem umaczany w PRL. Teraz mam to wszystko zwalczać? - pyta. - Nie byłem zamieszany w tę działalność tak bardzo. Wkurza mnie, że ci, którzy są dziś w partiach antykomunistycznych i dużo zawdzięczają tamtym latom, stwierdzają, że PRL to nie była Polska. Ja byłem oczytany w literaturze emigracyjnej, a stamtąd płynęły sygnały - co wy chcecie od tych Polaków, przecież Zachód ich sprzedał. Zresztą tych, co walczyli tutaj, można było zapakować do autobusu.